Cały czas szukam dobrych słów do opowiedzenia o zachwycie, ale nie mogę ich znaleźć. W samym centrum tablicy korkowej mam teraz pocztówkę z otrycką chatą i nie mogę przestać się w nią wpatrywać.
Przypomina mi się tysiąc rzeczy: pieczenie ciasta z jagodami w kaflowym piecu, przyspieszony kurs rozpalania ognia dla początkujących piromanów, Scrabble z pozacieranymi literkami, które trudno przeczytać, pokój pachnący drewnem, siedzenie do późna w nocy przy świecach, nasz szyfr i spacery z latarką do przybytku sztuki celem napawania się pięknem limeryków na ścianach, ryż z jabłkami i cynamonem gotowany prawie codziennie z braku lepszego pomysłu, błoto po kostki, marsze szlakiem konnym w akcie desperacji, leżenie pod mostem i rozmawianie, tabliczki z ostrzeżeniami przed niedźwiedziami co kilka kroków, kaskady strumieni, do których schodziło się po pokrzywach tylko po to, żeby sprawdzić, czy woda jest ciepła, ten moment, kiedy zasnęłam na ławce pod sklepem spożywczym, wyprawy w góry z jajami kurzymi i paczką rodzynek, wybrzydzanie w każdym możliwym sklepiku przy wybieraniu pocztówek, gra w magię i miecz, smażenie placków prawie samodzielne, bieganie po cudzych werandach w ulewie, podróże z Józkiem, który liczył boćki i nie tylko z nim, Kazan żebrzący o jedzenie, ułani na koniach pod naszym balkonem, noszenie w wiadrach wody do mycia z potoku, poziomki przy drodze, chowanie plecaków w krzakach pod zielonym płaszczem przeciwdeszczowym, piosenki o domu gitarą i piórem w domu takim właśnie i inne, oglądanie Jacka i Agatki po raz pierwszy w życiu w Muzeum Dobranocek, dyskusyjny klub filmowy pewnego wieczoru, "Inny świat" Szaflarskiej i nasz, kluczenie po uliczkach i rozmyślanie, czy wpuszczą nad do schroniska po ciszy nocnej, awarie prądu w każdym miejscu, w którym byłyśmy, bieg w deszczu po Rzeszowie szybki jak żaden inny, jedzenie steropianu i rozmiękłego chleba, żeby się nie zmarnował, pisanie listów przy latarkach czołówkach, urodzinowy tort Lucka, rozszyfrowanie sekretnej gwary miłych Ślązaków, gubienie się na drodze prowadzącej cały czas prosto, nieznajomi mówiący dzień dobry...
Nie umiem opowiedzieć o wszystkim na raz, nie umiem wybrać. Przywiozłam ze sobą do domu duży ładunek spokoju, zachwytu, wzruszenia. I postanowienie, pewność, że jeszcze tam wrócę.