czwartek, 23 kwietnia 2015

jak skutecznie wyprodukować pracę na zaliczenie

1. Pisać zawsze postanawiaj od jutra. Nie warto zaczynać popołudniu ani wieczorem, lepiej przełożyć choćby i na godzinę dwudziestą piątą w nocy dnia następnego, i wykreować sobie wewnętrznym okiem obrazek, na którym w piżamie w żyrafie centki siedzisz przed komputerem nad dziesiątym kubkiem z kawą, i świt wdziera się przez okno twojego studenckiego pokoju zza zasłony zrobionej z polarowego koca. Od jutra, pamiętaj, od jutra.

2. Ustaw na budziku naście drzemek. Kiedy się już obudzisz i poczujesz, że dobrze byłoby wstać, ale chyba nie jesteś zupełnie gotowy, a więc wyspany - śpij dalej. Niedospany i tak nie napisałbyś żadnych rewelacyjnych tez z potencjałem na wywrócenie do góry nogami współczesnej nauki. Zawsze lepiej zacząć od zaspokajania potrzeb pierwotnych. W razie czego można przełożyć pisanie na jutro rano.

3. Posprzątaj mieszkanie. Ono nigdy nie jest wystarczająco czyste, kiedy masz zamiar napisać pracę roczną. Rozejrzyj się. Może, kiedy umyłeś już biurko naparem z rumianka, warto wyczyścić gruntownie fugi szczoteczką do zębów albo wymieść kurz spomiędzy żeberek kaloryfera? Zawsze istnieje też nadzieja, że sprzątając odkryjesz kolejne rzeczy, które należy posprzątać, i zrobić natychmiast. Wtedy będziesz mógł zacząć pisać od jutra. Wiadomo, trzeba umieć ustalić hierarchię ważności. Nikt nie napisałby dobrej pracy w nieposprzątanym mieszkaniu.

4. Włącz komputer i otwórz nowy dokument w Wordzie. Nigdy nie wiadomo, kiedy najdzie cię poczucie, że wymyśliłeś zdanie, od którego warto zacząć, i kiedy wewnętrzny głos podyktuje ci całą pracę w najmniej spodziewanym momencie, a tobie nie pozostaje nic innego, tylko łamać sobie palce od szalonego stukania w litery. Nigdy nie wiadomo też, kiedy ktoś napisze do ciebie na fejsie, i trzeba będzie z nim porozmawiać albo umówić się na kulturalne piwo na pocieszenie w znojach pisania. Albo kiedy najdzie cię potrzeba, żeby pożalić się komuś na czacie, jak męczysz się od kilku dni pisząc pracę.

5. Jest wiosna i świeci słońce. Otwórz okno, wpuść do swojej izby trochę tlenu. Za 30 sekund wstań i zamknij je, żeby nie zmarznąć. Wtedy poczujesz, że jest ci duszno, i będziesz mógł za chwilę wstać, żeby je otworzyć. A zaraz potem zamknąć. I otworzyć, i zamknąć, i otworzyć, i zamknąć. A kiedy już wstaniesz, może po drodze znajdziesz coś do posprzątania. Albo pójdziesz zrobić tosty. Pracę można napisać później. Albo zacząć od jutra.

6. Nie pisz głodny. Najlepiej przed pisaniem spędź kilka godzin na szukaniu w internecie przepisów, potem idź po zakupy, i spędź wiele godzin na gotowaniu. Zdroworozsądkowo przygotuj sobie złożony, pełnowartościowy obiad. Ugotuj zupę, chociaż nie gotowałeś jej miesiąc. Przestań gotować we wrzątku frytki, jak wtedy, kiedy nie chce ci się obierać kartofli. Bądź dokładny. Potem upiecz ciasto. No i zaproś kogoś, a potem porozmawiajcie o tym, jak źle jest pisać pracę na zaliczenie.

7.  Myśliwski mówił o tym na spotkaniu autorskim: siedzenie nad pustą kartką jest CENNE. Nie przejmuj się, że siedzisz już od rana albo południa, a zbliża się północ. To wcale, wcale nie jest bezużyteczne. Przecież już trzynaście razy zmieniłeś wielkość czcionki, którą napisałeś na górze tytuł! Już tyle razy przetestowałeś rozmieszczenie, wyrównując tytuł do lewej, prawej i do środka! Sprawdziłeś, jak wygląda napisany kapitalikami, a jak kursywą. Ponumerowałeś nawet strony, chciaż na razie masz tylko jedną, i jest na niej tylko tytuł. Możesz być z siebie zadowolony. Włożyłeś w pisanie mnóstwo wysiłku. Może dziś warto już odpocząć i odłożyć tekst właściwy na jutro.

8. Żeby oszczędzić czas, zrób eksperyment naukowy. Sprawdź, jak pisze się pracę o książkach, których nie czytałeś. Dobrze wybrać wieloznaczny temat, który nic nie mówi, na przykład: o (de)konstruowaniu tożsamości w prozie blablabla. Potem napiszesz najwyżej trzy strony o kosmosie, i zrobisz przypisy do wywiadów z Halber w gejowskich magazynach, do książek, które akurat przeczytałeś i ci się podobały, chociaż nie mają nic wspólnego z niczym, a z naukowością na pewno, i do spektakli Jarzyny, bo akurat na jakimś byłeś. Będzie dobrze. Albo zaczniesz pisać nową pracę, od nowa, od jutra.

9 Wymyśl dla siebie nagrodę. Na przykład: jeden rozdział Leny Dunham za każdą stronę pracy. A potem przeczytaj wszystko od razu, żeby cię nie kusiło, i żebyś się nie niecierpliwił. Wymyśl inną nagrodę. Daj ją sobie od razu. Prawdopodobnie nigdy nie będziesz tak nieszczęśliwy, jak przed napisaniem pierwszej strony. Dlatego najlepiej wymyśl dwie nagrody. Idź do kina, kup bilety na samolot do Tel Avivu, spędź cały dzień w stajni, pojeździj do drugiej w nocy na rowerze, a potem spakuj się i przepadnij na tydzień w czeskim Cieszynie. Wrócisz pełen nowych pomysłów. Trzy dni po tym, kiedy powinieneś swoją pracę oddać.

10. Powiedz wszystkim, że i tak chciałeś rzucić studia. Poza tym: nie oddając pracy pokażesz, na jakim wysokim poziomie abstrakcji i artyzmu znajdujesz się w tej chwili. Bądź niezależny. I przestań, przestań w końcu rozpaczać, wylecz weltschmerz, a zamiast pracy jako takiej, lepiej napisz dla odprężenia o tym, jak piszesz pracę. Praca może napisze się w międzyczasie sama. Kto powiedział, że nie!

www.melkadel.com

sobota, 18 kwietnia 2015

przepis na mamałygę

Mamałyga to smaczny dodatek do końca świata. Można jeść mamałygę na śniadanie, obiad, kolację; na umór i podwieczorek. Mówi się, że mamałyga najbardziej smakuje bogu, ale nie wiadomo dobrze, czy tylko temu w Rumuni, czy gdzie indziej i innemu też. Podobno łatwo ją przypalić. Należy gotować mamałygę w szklanym naczyniu, można też w domu o dużych oknach z widokiem na dawne albo w brudnym hotelu, a potem resztki spłukać w jeziorze zuryskim. Gotować trzeba zawsze samemu. Dobrze przyrządzona mamałyga powinna być słodka, gorzka, kwaśna i słona.

Do zrobienia mamałygi potrzebujesz: kaszy kukurydzianej, jak najwięcej dziecka, trochę żalu, że nikt cię nie kocha, dużych oczu, języka (może być niemiecki), dźwięku cyrkowych bębnów w głowie i pół kilo smutku bez dna do gotowania na wolnym ogniu w kuchence mikrofalowej albo na ruszcie.

Wszystkie składniki włóż do naczynia. Wymieszaj dużą, kuchenną ręką. Potem podgrzej roztwór do temperatury 36,6 stopni Celsjusza. Poczekaj, aż urośnie jak na drożdżach, i posiekaj nożem w serce.

Tak przygotowaną potrawę podawaj w głębokim naczyniu z przykrywką, i nigdy nie zaglądaj do środka.

Smacznego życzy Aglaja Veteranyi, redakcja lifestylowego czasopisma "Jak żyć?", wszyscy wegetarianie, rumuńskie dzieci i inni, czyli nie wiadomo kto, ale zjedzcie ich ze smakiem!

A teraz: do ludzi, do książek.