środa, 6 marca 2013

niecodzienny i nie codziennie

Miesiąc temu, a może dwa, kupiłam sobie kalendarz. To już trzeci z kolei na 2013 rok. Każdy, który mam, jest przeznaczony do czegoś innego. Na okładce tego, o którym piszę, są dzieci i latawce. Chmury i kwiatki. Uroczy jest. Zrobiłam na pierwszej stronie wielki napis "CODZIENNIK". Nie dziennik ani nie pamiętnik. (Nie, nie, nie! Nic z tych rzeczy). Dalej jest wypisana złowroga groźba, że chroni go zaklęcie i nieuprawnione czytanie grozi zamienieniem się w morświna. Jest wymyślone imię i nazwisko, adres, który należy do kogoś albo i nie, kilka odcisków palców z atramentu i  rozległy wstęp. Opis tego, co w środku.(Ingrediencje: co mnie zachwyca, wzrusza, porusza, podoba się, jestem dumna, co dobrego, udało mi się, było miłe, lubię, cieszy). Wymyśliłam też zasadę. (Jestem człowiekiem zasadniczym)! Nie wolno zostawić żadnej strony pustej. Na każdej musi być jedna rzecz. Minimum jedna. Piszę w punktach. O pierogach, 7 stopniach Celsjusza, książkach, niebanalnych (i banalnych zresztą też) rozmowach, ulubionych swetrach, ludziach i o tym, co w nich, o herbacie, postaciach z seriali,  fajnych miejscach, trójach z matmy i tysiącu innych rzeczy. Drobnych bardzo albo wielkich. Przepisuję cytaty, które gdzieś tam zatrzymały, wsiąkły. Rysuję niewprawne, koślawe słońca. Albo - to ostatnio - wyrywam z niego kartki.

2 komentarze:

  1. Do dziś trzymam stare kalendarze z takimi zapiskami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kalendarz już na dobre umarł. Chyba założę nowy do zapisywania snów. ;)

      Usuń