Internetu wciąż nie mam. Siedzę z laptopem na dachu, piszę hiper-długie maile, a później biegam z nim do pewnego centrum handlowego, żeby posłać je w świat. Słucham historii o karabinach na dnie torby, a porach i selerach z wierzchu. Hasam na wszelakie wernisaże i wystawy w okolicy, kina plenerowe i teatry, próbuję zająć czymś sobie czas, którego nagle mam tak dużo. Żywię się naleśnikami, wciąż i wciąż. Znoszę dzielnie namowy, coby wybrać sobie na stryszku parasolkę w kwiaty i koronki, którą Irena przywiozła sobie z Paryża w Anno Domini '38. Celebruję wynoszenie śmieci ("weź ten paragon do makulatury, koniecznie do makulatury!"). Parzę angielskie herbatki w ceramicznych dzbanuszkach i kubełkach. Urządzam co dzień potop pelargoniom na werandzie. Piszę ogłoszenia i rozwieszam je na płotach, próbując zdobyć hasło do internetu swych sąsiadów. Obserwuję z okna sąsiadkę, która grała w Czterech pancernych i wędruję sobie wokół domu państwa Lubiczów z Klanu. Chodzę na spacery. Zachwycam się odpadającym tynkiem i chaszczami. Pielę nasze podwórkowe runo leśne. Biegam po bazarach. Maluję paznokcie na zielono. Wieszam na ścianach pocztówki i obrazki. Przyzwyczajam się.
sobota, 3 sierpnia 2013
jestem poza czasoprzestrzenią
Internetu wciąż nie mam. Siedzę z laptopem na dachu, piszę hiper-długie maile, a później biegam z nim do pewnego centrum handlowego, żeby posłać je w świat. Słucham historii o karabinach na dnie torby, a porach i selerach z wierzchu. Hasam na wszelakie wernisaże i wystawy w okolicy, kina plenerowe i teatry, próbuję zająć czymś sobie czas, którego nagle mam tak dużo. Żywię się naleśnikami, wciąż i wciąż. Znoszę dzielnie namowy, coby wybrać sobie na stryszku parasolkę w kwiaty i koronki, którą Irena przywiozła sobie z Paryża w Anno Domini '38. Celebruję wynoszenie śmieci ("weź ten paragon do makulatury, koniecznie do makulatury!"). Parzę angielskie herbatki w ceramicznych dzbanuszkach i kubełkach. Urządzam co dzień potop pelargoniom na werandzie. Piszę ogłoszenia i rozwieszam je na płotach, próbując zdobyć hasło do internetu swych sąsiadów. Obserwuję z okna sąsiadkę, która grała w Czterech pancernych i wędruję sobie wokół domu państwa Lubiczów z Klanu. Chodzę na spacery. Zachwycam się odpadającym tynkiem i chaszczami. Pielę nasze podwórkowe runo leśne. Biegam po bazarach. Maluję paznokcie na zielono. Wieszam na ścianach pocztówki i obrazki. Przyzwyczajam się.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To Twoja przystań na czas studiów? Dla mnie pozostaje abstrakcją, ale mam nadzieję, że Ty jakoś się tam odnajdujesz i w nocy, kiedy budzą się demony, czujesz spokój. Mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńPs. Ładna z Ciebie dziewczyna.;) Jola
Jeszcze nic nie wiem. Dziś złożyłam podanie o miejsce w akademiku, na wszelki wypadek, żeby mieć jakąś alternatywę. Szukam też i oglądam inne mieszkania. Czuję się dziwnie.
UsuńMam nadzieję, że ktoś na to ogłoszenie Ci odpowie :)
OdpowiedzUsuńWisi już dwa dni i nic! :( Zaczynam się już martwić i przestaję liczyć na to, że będę mobilna.
UsuńHahaha karta pt,"Dobry Człoweku" jest absolutnie bezbłędna;) Zapytaj się hrabiny czy pewnego razu można cię odwiedzić i przy okazji zobaczyć parasolki z koronkami na stryszku;)
OdpowiedzUsuńMożna! Ja też tam mieszkam i też mam chyba coś do powiedzenia. Zresztą już mnie odwiedzano pewnego razu, na naleśniki. Zapraszam więc serdecznie! :)
UsuńSpisuj hrabinowe przygody! Na jakąś książkową nagrodę załapiesz się z pewnością :)
OdpowiedzUsuń