Doroto, przynieś mi zęby. Upierz tę bluzeczkę, ale tylko z przodu, bo z tyłu się nie brudzi. Doroto, Doroto! Chodź tu prędko, obejrzymy relację z Łulstok. Trzeba odsmażyć ten kepap z KyFyCy, bo zimny. Nie otwieraj, broń boże, tego okna! Nie musisz chyba tak otwierać, żeby wywietrzyć. Doroto, prosiłam. Trzeba oczyścić z bluszczu tę tuję. Ale dlaczego ty wchodzisz na drzewo? Co z tego, że ta tuja rośnie po sam dach, co z tego?! Doroto, moje zęby! Zapal telewizor, bo Bonaza będzie. Muszę obejrzeć dzisiaj drugi raz, bo rano jadłam kanapkę i mogłam przez to coś przeoczyć. Obierz mi też półtorej ziemniaka. Nie, nie dwa! Proszę przecież, żeby półtorej... I wypij sobie tę herbatę z termosu. Ja już nie mogę, bo ona jest stara i mnie rozboli żołądek, jak wypiję, ale trzeba wypić, bo jeszcze się zmarnuje. Acha! I przynieś te zęby...
*
Starość jest brzydka. Pomarszczona i kulawa. Ma fioletowe, napuchnięte nogi. Nosi pantofle o trzy rozmiary większe, niż kiedyś. Tłuste warkocze plączą się i kołtunią. Wykręcona ręka może już tylko pogłaskać kota. Nie zapnie już guzików, nie obierze jabłka. Krucha jak gałązka, aż strach dotknąć, żeby nie rozpadła się na pył. Oczy już nie te. Limit na patrzenie wyczerpany. Wielkie litery czytają przez lupę, zza grubych szkieł. Starość trzyma przy łóżku nocnik. Z trudem siada. Trzyma rewolwer pod poduszką i zamyka na kłódkę kratę w drzwiach, taka jest bezbronna. Zapomina. Wyolbrzymia. Obraża się. Odkłada cukierki z orzechami dla gości, do woreczka. Choruje na samotność i pół emerytury inwestuje w rachunki za telefon albo jedzenie dla psa. Jest zależna. Raz w tygodniu wycierana mokrą gąbką. Ma na stole aptekę. Nie wychodzi za próg. Cztery i pół centymetra znaczą dla niej tyle, co stumetrowy mur z drutem kolczastym i kula u nogi. Jest słaba. Mieszka w tele-świecie albo patrzy w okno. Rozpamiętuje i wspomina. Czasami drażni. Osacza. Zobowiązuje. Choruje. Niepokoi. Nie jest piękna. N i e j e s t.
Pakuję swoje rzeczy do kartonów średnio raz w tygodniu. Oglądam inne mieszkania, czytam ogłoszenia, dzwonię, umawiam się. Postanawiam, że to koniec i wyjeżdżam, a zaraz potem, że zostanę jeszcze trochę. Pakuję i rozpakowuję. I nie wiem, co robić.
Nie mam w pokoju kaloryfera. Z sufitu leje mi się woda, kiedy pada deszcz. Przedwojenna szafa rozsypuje się na części, drzwi wypadły jeszcze pierwszego dnia, teraz listwy wypadają jak zęby. Żarówki raz świecą, raz nie. Fotel skrzypi. Stół ma trzy nogi, dwie krótkie i jedną długą. Zasłony mają kolor, którego nie da się nazwać, bo tak już wyblakły w słońcu i poszarzały ze starości, że nawet neologizmy mogą się schować. Siedzę sobie - w tym pokoju - i nie wiem, co robić. Ale przyzwyczaiłam się. Coraz trudniej mi pogodzić się z myślą, że mogę go zostawić. Spakować się n a p r a w d ę, ostatecznie, nieodwołalnie. Jest w tym pokoju coś romantycznego. Coś takiego, że dobrze się w nim czyta Wojaczka. A to ważny atut. Dla mnie.
Rafał Wojaczek
"List do nieznanego poety"
"List do nieznanego poety"
Jenseits von Gut und Böse
Pański pokój wynajęty u rencistki
Dawno wdowy ale z seksem niewygasłym
Która pieska ma Pan musi wyprowadzić
Nawet wtedy gdy pan zaczął nowy wiersz
Z jednym krzesłem wąskim łóżkiem bujnym grzybem
Pański pokój nieprzytulny zwłaszcza teraz
Kiedy w okno co na północ zawsze patrzy
Tłucze dziobem mrozu biały zimny ptak
Czy herbatę choć pan może sobie zrobić?
Czy sprowadzić może sobie pan dziewczynę?
Pańska matka odwiedziła pana kiedyś
W tym pokoju gdzie z sufitu patrzy strach?
W rękopisach czy nikt panu tam nie grzebie?
Czy na światło każą panu coś dopłacać?
Te butelki opróżnione z podłej wódki
Gospodyni panu chyba ma za złe?
Pańską twierdzą i wygnaniem jest ten pokój
Wieżą ponad dobrem złem i społeczeństwem
Czy pan czasem nie próbuje z niego uciec?
Z rozpaczliwych czterech kątów Piąty: śmierć
Pański pokój wynajęty u rencistki
Dawno wdowy ale z seksem niewygasłym
Która pieska ma Pan musi wyprowadzić
Nawet wtedy gdy pan zaczął nowy wiersz
Z jednym krzesłem wąskim łóżkiem bujnym grzybem
Pański pokój nieprzytulny zwłaszcza teraz
Kiedy w okno co na północ zawsze patrzy
Tłucze dziobem mrozu biały zimny ptak
Czy herbatę choć pan może sobie zrobić?
Czy sprowadzić może sobie pan dziewczynę?
Pańska matka odwiedziła pana kiedyś
W tym pokoju gdzie z sufitu patrzy strach?
W rękopisach czy nikt panu tam nie grzebie?
Czy na światło każą panu coś dopłacać?
Te butelki opróżnione z podłej wódki
Gospodyni panu chyba ma za złe?
Pańską twierdzą i wygnaniem jest ten pokój
Wieżą ponad dobrem złem i społeczeństwem
Czy pan czasem nie próbuje z niego uciec?
Z rozpaczliwych czterech kątów Piąty: śmierć
Nigdy nie myślałam o Wojaczku jak o poecie, którego się gdzieś dobrze czyta. Który da się dobrze czytać. I że dobre czytanie Wojaczka będzie atutem jakiegoś pokoju do wynajęcia.
OdpowiedzUsuńMnie zawsze Wojaczka czyta się źle. Wojaczek uwiera, jest rzęsa, która wpadła do oka. Czasem wzrusza i zachwyca, ale zawsze przeraża, drażni, przeszkadza, niepokoi. Nie ma w tym czytaniu nawet cienia komfortu.
I pomyśleć, że to wszystko dlatego, że czytałam Wojaczka w złych pokojach!
Zdumiewające!
Widzisz. Bo to tak działa, że Wojaczka najlepiej czytać w zimnych pokojach z przeciekającym dachem, Stachurę na wrzosowiskach, a Świetlickiego w pociągu albo, od biedy, w metrze.
UsuńKiedy ten niepokój i przerażenie i tak się czuje - i bez Wojaczka - to kiedy się go czyta, one są znośniejsze. Dzielą się przez dwa. Nie tracąc wcale na ciężarze, ale czuje się już inaczej.
Nie zgadzam się!
UsuńProtestuję!
Świetlicki w metrze?!
Podałabym kilka bardziej odpowiednich miejsc (wszak to poeta miejski, nie - podmiejski), gdyby nie to, że mam pewne obawy, co do tego, kiedy w zdaniu, że poetę X najlepiej czytać następuje potem miejsce Y. Po co psujesz takie piękne zdanie?
Zobacz:
Wojaczka najlepiej czytać.
vs.
Wojaczka najlepiej czytać w zimnych pokojach z przeciekającym dachem.
I co?
Że Wojaczka najlepiej czytać w ogóle to wiadomo. Tego się nie pisze. Nie trzeba. A przeciekający dach naprawdę dobrze się z Wojaczkiem komponuje. I co tu zrobić?
UsuńA że jest miejski - racja. Ale miasto pęcznieje i wylewa się z formy. To, co pod i nad nim też jest jego częścią. Odmówić miastu integralnego związku z metrem, co się w/pod nim rozrasta, to prawie tak, jakby odciąć komuś nogę.
Fajnie, że Ci się coś dobrze komponuje z Wojaczkiem. Mnie żadne miejsce, żaden świat nie komponuje się ze światem Wojaczka. Z poezją Wojaczka. Z przeraźliwie smutną poezją Wojaczka. Nie wiem, czy chciałabym, żeby cokolwiek się z tym 'dobrze komponowało'. Czy to w ogóle możliwe? Czy powinno? Nie wiem. Ale nie chciałabym. Lubię to uczucie niepokoju, kiedy czytam świat, który jest, ale - mimo że jest - to nie znajduje dla niego na tym świecie miejsca.
UsuńWiesz, o co mi chodzi?
W moim świecie nie ma miejsca na ten smutek Wojaczka. On zawsze będzie czymś, co nie powinno przydarzyć się Wojaczkowi, nie powinno przydarzać się światu. Ale się przydarza. I to największa niestosowność.
Choć to też piękno jest.
A co do metra, Pana Marcina i miasta - to tak, metro jest integralną częścią miasta. Ale i tak mi Pan Marcin tam nie pasuje, może dlatego, że w Krakowie nie ma metra?
I nie czujesz nigdy przejmującego smutku? Nigdy?
UsuńJa chyba rozumiem. Ale mi trudno sobie wyobrazić taki świat, w którym mogłoby na przeraźliwy smutek nie być miejsca. Ani na przerażenie i na rozpacz.
Nie wiem. To wszystko bardzo subiektywne jest. Mnie się miasto kojarzy z metrem, a Świetlicki z miastem. Z czymś żyjącym, intensywnym, z rozedrganym tłumem.
Nie zrozumiałaś mnie. To, że w moim świecie nie ma miejsca na smutek nie znaczy, że go nie czuję. Wręcz przeciwnie. Niemal ciągle nawet go czuję. Tym trudniej mi się na niego zgodzić, z nim pogodzić.
UsuńTo, że w świecie jest i smutek, i przerażenie, i rozpacz, dla mnie nie znaczy, że jest tu na niego miejsce. Nie chcę robić temu miejsca w swoim świecie.
Nie wiem, jak to jaśniej opisać.
Ale kiedy on już jest, to chyba musi czemuś służyć, do czegoś prowadzić, coś konstruktywnego wnosić. Nie wiem. Może nie da się po prostu stworzyć świata bez przeraźliwego smutku. Może on sam sobie robi miejsce. To, że mu się odmawia do tego miejsca prawa, nie sprawia przecież, że on znika. Może nie warto, może trzeba się na niego zgodzić?
UsuńAle jak można zgodzić się na smutek?
UsuńNie wiem.
UsuńMyślisz, że Wojaczek się nie godził?
O. Pomyśl, jakie piękne historie się czają w tym pokoju, w tym mieszkaniu, w tej emerytce. W sam raz takie, które później możesz opisać. Tu i tam.
OdpowiedzUsuńTak, historie są. Są ważne. I ja lubię słuchać, zatrzymywać. Ale niektóre są trudne. Albo nie mają jeszcze epilogów. I ja się ich wciąż boję.
Usuń