Dzień 1.
23 lipca 2013, W.
00:29
Poluję. Podłoga ma usiana jest trupami. Ganiam komary, waląc
na oślep Nowym wspaniałym światem
Huxley’a. Ganiam i kicham. Prawie skręcam sobie kark. Mój pokój na szczycie
schodów jest uroczy, acz absolutnie nieprzystosowany do łapania komarów i
wszelkich innych, latających paskudztw owadopodobnych i gryzących. Schody bez
poręczy rozpościerające się w nogach łóżka skutecznie tłumią instynkt łowcy
grożąc skręceniem karku w odwecie za śmierć maluczkich. Zmieniam więc strategię
i siedzę nieruchomo, kusząc świeżą krwią i zalotnie nadstawiając łokci ku
ścianom, a później zręcznym chwytem klepię się tu i ówdzie. Bestii jest jednak
kilkaset. Wszak niedaleko staw. Którego nie widziałam, bo spędziłam wieczór na
smażenie placków. Spaceruję na razie palcem po mapie. Tej, którą ktoś porzucił
pod łożem w mej alkowie. Podobno wcześniej mieszkała tu nijaka Oleńka (nie
wiem, czy z Kiejdan, czy nie, wiem, że ze swoją schizofrenią). Tak mówi hrabina
Irena, która bardzo ją kochała. Był też aktor, który sprowadzał sobie z ulicy
chłopców i któremu mąż hrabiny chciał pewnego razu nasrać za to w szyję. A
wcześniej Małgosia, którą jutro poznam. I jeszcze całe tłumy innych ludzi, całe
korowody. Myślę o nich, wyobrażam ich sobie i nie mogę uwolnić się od widm tych
wszystkich osób, z którymi, jak by nie patrzeć, przychodzi mi teraz dzielić
łóżko. Bo ono nadal trochę ich, tak samo moje, jak i tamtych. Tak samo łóżko, jak i skrzypiący stolik, na którym mam
komputer, jak dwa quasi-muzealne krzesła, fotel wygnieciony tak, że siedzenie
na środku dotyka już niemal podłogi, szafa, szafeczka i włochata lampa. Rozrzucam
po kątach swoje szpargały własne, osobiste i mistyfikuję ułudę, że ten pokój
należy do mnie. Nawet na ścianie mam obrazek, zdjęcie czerwonej róży, którą
dostałam kiedyś w prezencie od Bardzo Ważnej Osoby i którą przywiozłam sobie
tutaj, żeby ciągnąć te grę, oswajać ten pokój, moje nowe atelier. Ale nic nie
pomaga. Czuję obcość. Nierzeczywistość. Chcę wracać i nie chcę, to takie nieprawdopodobne
uczucie. Obce dźwięki, zapachy i miejsca przynoszą obietnicę zmiany i przygody,
ale nie wiadomo, czy dobrej. Męczy mnie na razie artykułowanie zdań staranne i
głośne do przesady, żeby mogła je zrozumieć starsza pani. Drażni konieczność
pytania o to, gdzie mąka, patelnia, przełącznik od światła, piwnica, konewka,
mop, zapałki. Paraliżuje strach, kiedy hrabina Irena przysypia nagle oglądając Kurier Warszawski, a ja myślę, że umarła
i panikuję, kiedy przestaje chrapać. Obrzydzają mnie zwisające niczym
stalagmity bądź inne stalagnaty pajęczyny pod okapem i lepkie naczynia w
szafkach, wanna zapyziała tak, że aż strach się myć, kocie kupy w kątach, brud.
Przyjechałam tu z zamiarem ogarnięcia całej chałupy przez dwa miesiące, gruntownego
posprzątania, które olśni widzów, ale patrzę na nią teraz już od środka,
przyglądam się i czuję się bezradna. Z drugiej strony widzę w tym domu pewną
szansę dla siebie. Na to, żeby być dorosłą. Odnaleźć się w tym, poradzić sobie,
być samodzielną, dzielną. Odbieram masę wspierających sygnałów. Dzwoni Ktoś,
czyta mi wyrywki z forum fanów rocka gotyckiego sprzed dziesięciu lat, a jak
czuję się tak rozczulona i wzruszona, jak gdyby Ktoś podarował mi najważniejszą
rzecz na świecie. Pisze Ktoś, pyta, czy straszny syf, a na mnie spada
wdzięczność wszechpotężna, bo widzę w tym Eksperymentalny Sygnał Dobra. Mam
dziwny nastrój. Bardzo dziwny nastrój i bardzo dużą potrzebę pisania. A do tego
też bardzo duży problem z Internetem. Najprawdopodobniej czekają mnie wycieczki
autobusowo-tramwajowe z laptopem pod pachą w kierunku centrum, coby złapać
sygnał jakiejś sieci, skoro moja, wykupiona raniutko przez Tacieja, odmawia
posłuszeństwa. Słyszę, jak wózek inwalidzki skrzypi w swym tourne po korytarzu.
Co i rusz hrabina woła swoje koty. Jednak są cztery, nie trzy. Na ulicy, nad
drzwiami domów, palą się tutaj światła. Zupełnie tak, jakby w każdym był ktoś,
kto na kogoś czeka. Pełna mieszanych uczuć siedzę na dachu, nie myślę już nawet
o tym czy to grzeczne, czy nie i popadam w jakąś śmieszną ckliwość. Chyba
powinnam iść spać.
Jak kiedyś mówiłam, że marzyłam, żeby zostać bohaterką czyjejś notki na blogu to kłamałam. Wcale nie chciałam!
OdpowiedzUsuń<3
Usuńnie interesuje mnie taki charakter naszej znajomości ;)
Usuńha ha i ha :P
UsuńOswajanie przestrzeni - bardzo lubię, choć czasem są takie, które oswoić się nie dają. Ale mam wrażenie, że Tobie w tym miejscu, to się uda :)
OdpowiedzUsuńJa nie wiem. Dziś mam kryzys i chce mi się stąd uciec. :(
Usuń