niedziela, 1 lutego 2015

emocjonalne symbiozy w emfazie, hej!

Niemożebny zachwyt przejmuje mnie od 27 godzin. Zaznaczam sobie ołówkiem piękne zdania i mam już całą książkę na szaro, w szare linie i ramki, wykrzykniki i kropki, i brakuje jeszcze chwili, a będę się zabierać za wyrysowywanie legendy na okładce, bo niczego inaczej nie będzie można znaleźć w środku pośród podkreśleń stu. Czuję, że czytam książkę, która mówi o rzeczach potrzebnych i ważnych, i jest mi dobrze, bo bałam się, że to się może nie zdarzyć. Historia ze spotkania autorskiego, na którym Halber opowiada, że poszła na filozofię, żeby dowiedzieć się o sensie życia, jest przecież historią o mnie, dziewczynie z polonistyki, która chciała to wszystko wiedzieć z książek, i wierzyła, że da się, a potem ugrzęzła i zapadła się w lodowatą obłość.

To nie jest rozsądne. Nie jest obiektywne. Dlatego ja nigdy, nigdy nie będę mogła napisać recenzji, bo jeśli coś nie porusza, nie da się ani słowa o tym, a kiedy już dotknie, mam całą lawę. Po spotkaniu autorskim ludzie wstają i mówią: to dla mnie ważne co powiem/jestem alkoholiczką/jestem lesbijką/jestem smutna tak samo/ja też nie wiem/też sobie nie radzę/tak czuję, mnie przejmuje wzruszenie, i wyobrażam sobie, że to ze wszech miar genialne - powiedzieć coś, co może być dla tylu osób wspólne. Wyobrażam sobie zadania o zbiorach z książek w klasach 1-3, i widzę, widzę wyraźnie ilustracje, na których emocje, które Halber rysuje u siebie, są czarnym konturem przypisane i mi, i tylu osobom jeszcze, które przyszły wczoraj do Teatru Studio.

I właśnie teraz chciałabym powiedzieć: proszę państwa, jest mi smutno. Często, bardzo często, jest mi tak niemożebnie smutno, że nawet wbijanie paznokci w skórę nic nie znaczy, a ja się rozsypuję jak lustro Andersena, mam tysiąc mikro-części, i potem muszę całe morze wylać z oczu, żeby móc spojrzeć w oczy człowieka, rośliny, zwierzęcia. Jestem skuloną czarną bezradnością. I tak jak Maxine nie daje się kochać mężczyznom, bo składa się z rozpaczliwego braku miłości, tak samo jak ona nie zaczyna rozmowy, nie ma poczucia własnej wartości, do zaoferowania ma jedynie czarną rozpacz, tak ja mam swoją.

To są rzeczy, których się nie mówi. No i właśnie - czemu, czemu, czemu?

Tu się chwalę źródłem swojego zachwytu nad symbiozą myśli z przestrzeni słowa, ta-dam! Zostałam zapytana o swoje ulubione zwierzątko. No i jest - BOHATER!

 
 A to jest Mel Kadel. A właściwie - to jestem ja i egzamin z komparatystyki obok. Nie wiem, czy ktoś i kiedyś lepiej oddał graficznie - już nie słowem w książce - mój stan ducha. Może poza tą chwilą, kiedy w wiadomościach na fb pojawiła się opcja dodania obrazka ze Złowrogą Meduzą, o!

6 komentarzy:

  1. Mi też jest smutno i o tym nie mówię. Trzymam kciuki za udany egzamin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "niemożebnie"- ciekawe słowo, nie spotkałam dotychczas (albo jest rzadkie,albo ja mam ubogi słownik)

    Ta część, gdy mówiłaś o smutku tknęła mnie i powiem Ci że i mi bardzo często jest niemożebnie smutno i leję łzy na mą młodość górną i durną.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ( http://vatnajokul.blogspot.com/ )

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje ulubione słowo obok: marmolada, onomatopeja i dżdżownica. Ale zdecydowanie to ulubione słowo tygodnia.

      Łączę się w niemożebnym smutku i łączę pozdrowienia!

      Usuń