czwartek, 16 lipca 2015

kamienica

W moim domu mieszka duch G, który miał 30 lat, i umarł w swoim łóżku. Wersalka G stoi w ogrodzie, i patrzę na nią z okien w moim domu. Wieczorem, kiedy gotuję w garnku ciecierzycę na hummus, mój pies chodzi witać się z kim w przedpokoju, i ociera się o jego niewidzialne nogi. Potem jemy kolację,a w nocy słucham kroków, które zbliżają się do mojego łóżka, i oddalają niezdecydowane.

Mamy już: duży, niebieski parasol w kwiaty na żyrandolu. Trochę mebli z kategorii "oddam za darmo" na gumtree, i dużo drewnianych skrzynek, które są stołem, krzesłem, regałem na książki, szafą, podnóżkiem i biurkiem - generalnie są tym, czym się chce, żeby były. Lustro z wąsami na klatce schodowej obok wizjera, przez który podgląda się gości, i drzwi, po których można pisać kredą. Trochę kolorowych piórek, srebrne patery z grabieży, tęczowa flaga, bokserskie rękawice i żółw ninja Leonardo, który na nitce zwisa z sufitu. Po drzwiach wejściowych wędrują naklejki-jamniki. Obkleiłyśmy korytarz papierem do prezentów, w sumie jest 7 rodzajów, i każdy inny.  Są też mapy miejsc, w których byłyśmy, i ufo z folii aluminiowej, które ktoś i kiedyś zostawił na strychu. Z każdą nową rzeczą, która jest przyniesiona/przestawiona, dom coraz wyraźniej jest domem, i coraz bardziej jest nasz. Tak, że nie chce się z niego rezygnować, i znowu pakować się, zbierać, szukać sobie miejsca innego, gdzie indziej.

Ale: jest taki niepokój, który zaczyna się pod szóstą klepką, i o którym nie wie się, czy jest pod podłogą, czy w głowie. Wtedy uporczywie próbuje się nie myśleć o niczym, a w środku na przekór ma się serię obrazków z motywem przewodnim: makabra. Jest tak, że wtedy nie ma nic, co można zrobić. Chce się zamknąć oczy i skulić się pod kocem, i chce się też stanąć na rzęsach, byle nie zamykać oczu, nie zasnąć. Żeby nie dać się zaskoczyć, złapać, napaść we śnie. Zresztą: nie można spać. Wstaje się co jedno zamknięcie powiek, i sprawdza się, czy wszystko w porządku. Czy za ścianą nie ma zombie, w szafie trupa, a w łazience Drakuli. Nasłuchuje się i się rozmyśla, czy kroki, które słychać, są z parteru, z sufitu, czy z zaświata. Strach zgasić światło, i strach nie gasić, bo co, jak nagle zgaśnie samo, albo jak zobaczy się w każdym szczególe, w całej jego okazałości i z każdym detalem monstrum? Czujność rośnie, w każdej szczelinie się wypatruje, nasłuchuje, węszy. Strach się zjada z makaronem i serem, i na kanapce, i z kawą z mlekiem. Jest od strachu gęsto, i jest tylko strach. Zaczyna się gdzieś w brzuchu, i rozlewa się po czterdziestu metrach kwadratowych. A potem oknem wychodzi do ogrodu, i rośnie w kosmos kosmicznie duży, obok spróchniałej jabłoni i nasiąkniętej deszczem wersalki, na której umarł człowiek.

Mieszkam w starej kamienicy. Mój dom pewnie widział wojnę. Czasami wyobrażam sobie, że rozmawiamy. Dom opowiada mi historię, a ja siedzę w jego pokojach na drewnianej skrzynce po jabłkach, i jak reporterka zbieram w notatniku te jego baśnie i koszmary, historie z tysiąca i jednej nocy. Albo nawet z 27 i pół tysiąca, bo jeśli wojna, to tyle. Kamienica wygląda jak z obrazka, jak Dom od Roberto Innocenti, a ja czasem nie wiem, czy o nim piszę, czytam, słucham, czy jestem w. Wyobrażam sobie też dom z Czereśniowej, i że na Łukach Małych każdy lokator jest bohaterem, o którym można opowiedzieć, na przykład kiedy podgląda się go przez okno albo siedząc na dachu. Mieszkam na zmianę w Krainie Czarów i Krainie Oz. Ale wszędzie jestem tylko tchórzliwym lwem.

Chciałabym wiedzieć, co się z takimi miejscami robi. Czy myśleniem o czymś/kimś wywołuje się obecność - więc duchy - i czy wakacje z duchami mogą być groźne, czy tylko straszne. Czy duch dziejów może ugryźć zębem czasu, i czy można zrobić pułapkę na ducha. Jak można się zaprzyjaźnić ze starą kamienicą, i co robić, żeby w ogóle. A najważniejsze: jak nie być tchórzliwym lwem. I czy to przypadek, że zasilacz od komputera spalił się wtedy, kiedy próbowałam napisać to wszystko nocą w moim domu, i że dalej ten tekst się pisze w kawiarni, obok pani robiącej na drutach.

Teraz wyobrażam sobie - i chcę wierzyć - że stare znika przez nowe. Może potrzeba innej narracji, czegoś, co zastępczo uda się włożyć pomiędzy grube mury, żeby przestało być strasznie. Że im więcej własnych historii ma się, tym bardziej dom przestaje być zły, obcy, straszny. Dlatego zajmuję się domem. Kupuję mu nowe rzeczy, i zapraszam nowych ludzi. Daję mu nowe zwyczaje, i uczę, że od teraz owsianka rano, a świece wieczorem, i kakao w łóżku. Wieszam Różę od Prof M, kozę od Uli i Malczewskiego na ścianach, a starym pejzażom pozwalam leżakować w pawlaczu.

I zapraszam - naprawdę zapraszam! - jeśli kiedykolwiek komuś z Was będzie po drodze na Włochy. Potrzebni mi w tej historii o miejscu nowi ludzie, rzeczy, przypadki i nowe absurdy.


2 komentarze:

  1. "bo taki będzie mój dom..."? to jeszcze powpadam do Ciebie, zbieraczu głosów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Są takie domy, które kurczowo trzymają się własnej historii i nie pozwalają się udomowić, a są i takie, które pomieszczą wszystko.

    OdpowiedzUsuń