sobota, 4 maja 2013

trzeba uważać na pelargonie

 

      Za dwa dni matura, siedzę nad książkami. Czytam Bursę, Wojaczka. Rozszyfrowuję, poezja mnie nie lubi. Oszukuje siebie, że to się przyda. Rzeczowe repetytoria układam na biurku w chaotycznych konfiguracjach. Okładki utrwaliły mi się w pamięci na dobre, znam każdy szczegół strony tytułowej i jest mi słabo na myśl o mdłej treści. Zamiast o zjednoczeniu Europy, tangensach i cotangensach, perfektach i imperfektach, czytam o ludzkich śmierciach. O tych z wielkim znakiem zapytania i metką "tragiczna" - zupełnie jak gdyby każda śmierć taka nie była. O wieczku cukiernicy ze srebrną gałką pocieraną pilniczkiem, a później z pistoletu wystrzeloną w głowę. Narkotykach popitych w lesie wodą z kałuży i sztucznej szczęce, którą ktoś po wszystkim odebrał z zakładu. Elektrowozie i obciętych palcach. Kamieniach w kieszeni fartucha i rzece nieopodal domu. O niewyjaśnionych okolicznościach, które obrosły w domysły i zakorzeniły się w legendach. Wpisuję w wyszukiwarkę nazwiska i oglądam twarze. Wszystkie czarno-białe, wyglądają jak medaliony na nagrobkach. Czegoś w nich szukam, jeszcze nie wiem, czego. 
     Wczoraj zatrzymał mnie wiersz. Nie pasował do układanki. Andrzej Bursa nie chorował na raka, a o raku pisał. Nie wiem, czy lubił swoje życie. Ani czy miał pelargonie. Tomik z "Piosenką chorego na raka..." to pogrobowiec, literacka sierota. Czytałam go wczoraj, wiele razy. Próbowałam zrozumieć. Kryterium "czy to smutne?' na nic się zdało. Myślałam o tym, czy pelargonia to drobiazg, którym trzeba się zająć, bo już nic więcej nie można zrobić i już nic nie warto, czy znak, że skoro pielęgnuje się pelargonie, to tym bardziej trzeba troszczyć się o człowieka. Cały czas nie wiem. W Wielkim Internecie są dwie piosenki. Jedna - Fay Cylinder - radosna tak, że aż trudno słuchać. I druga, Adama Mortasa. Przejmująca i smutna. Słucham ich na zmianę. Słucham i szukam. Pelargonii jakiejś, gdzieś. Dla siebie. 

Piosenka chorego na raka podlewającego pelargonie
 
Rak jest choroba nieuleczalną
Śmierć jest zjawiskiem nieodwracalnym
W śmiesznym ubranku w piżamie pasiastej
Podlewam pelargonie

Pelargonie jak krew czerwone
Pelargonie białe jak mleko
W błękitnym brzęku lata o zmierzchu
Na szpitalnym balkonie

Ptaki wróżą rosę doktorze
Rosa biała furie upałów
Ja podlewam nasze pelargonie
Mądry biały doktorze

Rak jest chorobą nieuleczalną
Życie jest treścią niezwyciężoną
Trzeba uważać w dni upalne
żeby nie zwiędły pelargonie 

/Andrzej Bursa


4 komentarze:

  1. nie poetycko powiem: kciuki trzymam za maturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To podobno bzdura. Ale dziękuję bardzo. :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że bzdura - w tym sensie, że nie ma się czym aż tak stresować (oczywiście, zawsze mówi się tak, gdy jest się już po ;) )

      Usuń
    3. Jak by nie patrzeć, każdy się GDZIEŚ dostaje na te studia. I tego się na razie trzymam. :D

      Usuń