Za dwa dni matura, siedzę nad książkami. Czytam Bursę, Wojaczka. Rozszyfrowuję, poezja mnie nie lubi. Oszukuje siebie, że to się przyda. Rzeczowe repetytoria układam na biurku w chaotycznych konfiguracjach. Okładki utrwaliły mi się w pamięci na dobre, znam każdy szczegół strony tytułowej i jest mi słabo na myśl o mdłej treści. Zamiast o zjednoczeniu Europy, tangensach i cotangensach, perfektach i imperfektach, czytam o ludzkich śmierciach. O tych z wielkim znakiem zapytania i metką "tragiczna" - zupełnie jak gdyby każda śmierć taka nie była. O wieczku cukiernicy ze srebrną gałką pocieraną pilniczkiem, a później z pistoletu wystrzeloną w głowę. Narkotykach popitych w lesie wodą z kałuży i sztucznej szczęce, którą ktoś po wszystkim odebrał z zakładu. Elektrowozie i obciętych palcach. Kamieniach w kieszeni fartucha i rzece nieopodal domu. O niewyjaśnionych okolicznościach, które obrosły w domysły i zakorzeniły się w legendach. Wpisuję w wyszukiwarkę nazwiska i oglądam twarze. Wszystkie czarno-białe, wyglądają jak medaliony na nagrobkach. Czegoś w nich szukam, jeszcze nie wiem, czego.
Wczoraj zatrzymał mnie wiersz. Nie pasował do układanki. Andrzej Bursa nie chorował na raka, a o raku pisał. Nie wiem, czy lubił swoje życie. Ani czy miał pelargonie. Tomik z "Piosenką chorego na raka..." to pogrobowiec, literacka sierota. Czytałam go wczoraj, wiele razy. Próbowałam zrozumieć. Kryterium "czy to smutne?' na nic się zdało. Myślałam o tym, czy pelargonia to drobiazg, którym trzeba się zająć, bo już nic więcej nie można zrobić i już nic nie warto, czy znak, że skoro pielęgnuje się pelargonie, to tym bardziej trzeba troszczyć się o człowieka. Cały czas nie wiem. W Wielkim Internecie są dwie piosenki. Jedna - Fay Cylinder - radosna tak, że aż trudno słuchać. I druga, Adama Mortasa. Przejmująca i smutna. Słucham ich na zmianę. Słucham i szukam. Pelargonii jakiejś, gdzieś. Dla siebie.
Piosenka chorego na raka podlewającego pelargonie
Rak jest choroba nieuleczalną
Śmierć jest zjawiskiem nieodwracalnym
W śmiesznym ubranku w piżamie pasiastej
Podlewam pelargonie
Pelargonie jak krew czerwone
Pelargonie białe jak mleko
W błękitnym brzęku lata o zmierzchu
Na szpitalnym balkonie
Ptaki wróżą rosę doktorze
Rosa biała furie upałów
Ja podlewam nasze pelargonie
Mądry biały doktorze
Rak jest chorobą nieuleczalną
Życie jest treścią niezwyciężoną
Trzeba uważać w dni upalne
żeby nie zwiędły pelargonie
Śmierć jest zjawiskiem nieodwracalnym
W śmiesznym ubranku w piżamie pasiastej
Podlewam pelargonie
Pelargonie jak krew czerwone
Pelargonie białe jak mleko
W błękitnym brzęku lata o zmierzchu
Na szpitalnym balkonie
Ptaki wróżą rosę doktorze
Rosa biała furie upałów
Ja podlewam nasze pelargonie
Mądry biały doktorze
Rak jest chorobą nieuleczalną
Życie jest treścią niezwyciężoną
Trzeba uważać w dni upalne
żeby nie zwiędły pelargonie
/Andrzej Bursa
nie poetycko powiem: kciuki trzymam za maturę :)
OdpowiedzUsuńTo podobno bzdura. Ale dziękuję bardzo. :)
UsuńOczywiście, że bzdura - w tym sensie, że nie ma się czym aż tak stresować (oczywiście, zawsze mówi się tak, gdy jest się już po ;) )
UsuńJak by nie patrzeć, każdy się GDZIEŚ dostaje na te studia. I tego się na razie trzymam. :D
Usuń